Totalnie się zawiodłem. Fabuła jest płytka, film się dłuży, jest w nim sporo żenujących momentów (wybuchające samochody, sceny walki, Bond śpiewający kretyńską piosenkę), a Bond jest jakiś durnowaty, daje się wciągać w pułapki jak dziecko, jakby angielski wywiad wysłał Jasia Fasolę. Drugi film o przygodach Bonda jest już o niebo lepszy.
To co mi się jednak podobalo to postać stamego Doktora No, jeden z lepszych czarnych harekterów ze wszystkich filmów o Bondzie, jakie widziałem, bardzo mi się podobała scena jego rozmowy z Bondem. No ale było go w filmie za mało.
*charakterów, zjadłem literę. Z żenujących motywów przypomniała mi się jeszcze ta dzika wieśniara, która mówiła, że całe dzieciństwo i w ogóle młodość czytała encyklopedię, więc nie potrzebowała chodzić do szkoły. Encyklopedyczna wiedza nie przeszkadzała jej jednak wierzyć w wielkiego smoka ziejącego ogniem -.-. Dziewczyna Bonda to totalny niewypał, najgorsza ze wszystkich części.
Heh,ta dzika wiesniara ;) to Ursula Andress :) a scena w której wychodzi z wody na brzeg przeszła już do historii kina.Ale fakt że Doktor No też nie jest moja ulubioną częścią.Ale zasługuję na zdecydowanie wyższą notę niż 5.Pozdrawiam.