Fabularna wersja tego, jak mógł wyglądać napad na pociąg w 1963 w Buckinghamshire, który nazwano "Great Train Robbery" (skradziono 2.6 mln funtów). Film rozpoczyna dokładnie zaplanowany skok na mężczyznę wiozącego ze sobą klejnoty. Drobna kraksa, podstawiony ambulans i jesteśmy w domu. Jednak policja też jest czujna i udaje im się wpaść na trop przestępców, którzy ledwo co zmienili samochód, a już muszą uciekać. Na szczęście kierowca zna się na rzeczy i udaje im się zwiać. Łup podzielony, czas na kolejną robotę. Tym razem jest okazja zgarnąć 3-4 miliony funtów, jako że celem będzie pociąg. Wszystko bez użycia broni palnej.

Film otwiera scena pościgu, który nadal wygląda bardzo dobrze - mimo iż biorą w nim udział tylko dwa samochody, a film ma już 44 lata. Obraz nie poświęca za dużo czasu samym bohaterom, ale broni się realizmem - scena pościg, procedury policyjne, przygotowania do napadu i zdjęcia kręcone w miejscach, gdzie odbył się prawdziwy napad. Do tego niezły klimat, trochę zwyczajnego, szarego Londynu widocznego od strony wspomnianych przestępców. Solidna robota. Całkiem nieźle utrzymane napięcie, dobra gra aktorów.

To właśnie po obejrzeniu "Robbery" Steve McQueen chciał, aby to Yates wyreżyserował "Bullitta".

7/10