Oglądając "Spectre" już od pierwszych minut czułem się jakbym oglądał klasycznego Bonda z lat 60-70. Tyle jest w nim nawiązań do starych przygód z czasów chociażby Seana Connery czy Rogera Moore'a, że widoczne są w większości filmu. Na akcji w Mexico City zaczynając (walka w helikopterze, strój kościotrupa widocznie wzorowany na motywie z "Live and let die" z 73'), poprzez rozmowy z Q (sprzeczki jak z Bondów z Connerym), i na głównym przeciwniku Franzie Oberhauserze (aka Ernst Stavro Blofeld) kończąc. W momencie kiedy James Bond, dobrze moim zdaniem zagrany przez Daniela Craiga (nie rozumiem krytyki niektórych osób co do jego gry), leży pod koniec filmu przykuty do siedzenia w rozjaśnionym pomieszczeniu, a złowrogo spokojny Christoph Waltz chce zniszczyć go za pomocą nowoczesnej maszyny, miałem wrażenie jakbym oglądał "Golfinger" z zabójczym laserem. W tej samej scenie pojawia się biały puszysty kot - kolejne nawiązanie do klasyki serii. Identyczny prawie kot pojawia się w ramionach Ernsta Stavro Blofelda w "You only live twice", który dowodził tajną organizacją WIDMO (spolszczona SPECTRE) i którym zresztą jest sam Franz (Christoph Waltz) z "Spectre". Poza tym jest jeszcze postać "mięśniaka" Hinxa, której brakowało w nowych Bondach, a której nie mogło nigdy zabraknąć w starszych odcinkach.
Dlatego uważam że można w pełni zrozumieć klimat i styl "Spectre" kiedy zna zapozna się z całą serią, ze wszystkimi klasycznymi Bondami. Humor w filmie Sama Mendesa jest totalnie zaczerpnięty z Bondowskich klasyków. Nawet w scenie w Meksyku, kiedy zapada się kamienica i Bond upada bez szwanku na sofę, widać zabawny, stonowany klimat rodem z pierwszych przygód, którego brakowało chociażby w "Casino Royale", z którego zrobiono bardziej mroczny thriller z Bondem w roli głównej, aniżeli prawdziwą klasyczną przygodę agenta 007.
Jedyne co nie gra mi w tym filmie to bardzo epizodyczna rola Monici Bellucci oraz niedostatecznie wyjaśnione kwestie przeszłości Jamesa. Jednak oglądając film te niedociągnięcia gdzieś nikną (przynajmniej w moim przypadku) i całość przedstawia się świetnie.
Bardzo podoba mi się ten powrót do klasyki. Myślę, że Spectre jest najlepszym Bondem z Craigem w roli głównej. Nareszcie wrócił dobry James z martini wstrząśniętym, niemieszanym w jednej dłoni, pistoletem w drugiej i dowcipem na ustach. Film trzyma w napięciu przez cały czas trwania, sprawia, że widz się śmieje, a czasem przeraża. Posiada wszystko co dobry Bond powinien posiadać. Polecam.
oczywiście, że kolega tykemn ma racje w tym co napisał. większość jednak widowni ma krótką pamięć i sam po seansie słyszałem ludzi wychodzących z kina i mówiących, że Bond się kończy ;) 3 lata temu zobaczyłem wszystkie części Jamesa i oglądając spectre wczoraj miałem wrażenie, że wątki były żywcem zaczerpnięte z części z Conerym i Moorem. Oprócz tego co napisałeś dodam podróż pociągiem i walka w nim oraz miejsce w którym znaleźli sie na pustyni gdzie każdy z bohaterów miał własny pokój. To są tak klasyczne watki z początkowego Bonda, że dla fana sierii były ucztą.Przy całej sympatii moim zdaniem jest to ostatni film z Creagiem właśnie dzięki temy, ze w ostatniej części zrobił ,,hołd'' do legendarnych części filmu oraz zamknął główny wątek bohatera. Pozdrawiam ludzi trochę szerzej patrzących na ten odcinek niż przez pryzmat Bondów z Brosmanem i Creagiem ;)
A ja mam już dosyć tych nawiązań do starych Bondów...cieszyły one wzrok przy "Śmierć nadejdzie jutro"...teraz po prostu mnie znużyły.
Dokładnie tak samo myślę, bardzo Bondowsk, Bond, dobrze stonowany scenariusz, świetne zdjęcia, ciekawa muzyka, nawiązania do klasyków były piękne. Na takiego Bonda czekałem długo.
Popieram Was Kochani; może mam małe zastrzeżenia/wątpliwości (piosenka, rola Bellucci itd.), jednak absolutnie nie żałuję czasu i pieniędzy, które wydałam na bilet do kina:) Sceny początkowe świetne, jak i ta z myszą - kto by pomyślał, że pomoże Jamesowi:D
Z przyjemnością patrzyłam na architekturę każdego z miast, w których toczyła się akcja; jestem bardzo zadowolona z Moneypenny i Q -ten drugi dołożył sporą dawkę humoru w tej części ("mam kredyt hipoteczny i 3? koty"). Swann potrafiła postawić się Bondowi i to też na plus.
Bawiłam się wyśmienicie, zapominając o głosach wszystkich, którzy przed seansem próbowali zniechęcać: "moi rodzice byli, słabizna"... nawet nie wiem, ile razy to słyszałam.:D
Trafny komentarz. Jeśli ktoś obejrzał całą serię filmów o Bondzie albo chociaż większość, to powinien sobie przypominać od czasu do czasu w Spectre nawiązania do starych części. Sam miałem "migawki" oglądając nową część mówiąc do siebie - przecież to już kiedyś było.