Jak zwykle świetny Peter Cushing, acz odniosłem wrażenie, że jakby było go mniej i ciężar filmu przesunięto na wcale nie tak potwornego (co też jest plusem) Potwora. Zakończenie, acz lekko przewidywalne, jest mistrzowskie. Natomiast jest wiele rzeczy, które drażnią. Ot, na przykład sam początek - z narracji otwierającej film (a potem z dialogów) wynika, że Frankenstein był jakimś postrachem Szwajcarii. Ok, ale przecież według pierwszego filmu był on winien tylko śmierci służącej i tylko za nią miał dać głowę. To samo z legendą o Potworze - przecież nikt Frankesteinowi nie wierzył, więc skąd niby miały się brać plotki? Tym bardziej, że księdza, który poznał historię zgilotynowano, a Paul i Elżbieta raczej nie wyznali nikomu prawdy o istnieniu Potwora. Tytułowa zemsta - o ile sama jej forma (stworzyć perfekcyjnego człowieka) mi się podobała, o tyle umieszczenie jej w tytule filmu jest po prostu mylące i obiecuje widzowi Bóg wie co (już lepiej by pasował Powrót Frankensteina). Do tego film jest za krótki (ale to przypadłość większości Hammerów), no i jakoś brak mu klimatu poprzednika (za to jest jakiś taki kojarzący mi się... z Germinalem Emila Zoli).
Nie zawiodłem się jakoś specjalnie, ale i spodziewałem się czegoś ciut lepszego.